Firma to ludzie. 10 lat Mitsubishi Electric w Polsce

Rozmowa z Wojciechem Wąsikiem, dyrektorem Oddziału Mitsubishi Electric Europe B.V. Polish Branch.

Proponujemy, by nasza rozmowa zaczęła się od czegoś w rodzaju „fotografii” Mitsubishi Electric Polska. Czym się zajmujecie, jak dużym jesteście przedsiębiorstwem, jakie jest Wasze miejsce w ogromnym konglomeracie firm należących do Mitsubishi Corporation?

Rzeczywiście, Mitsubishi to ogromny międzynarodowy koncern, zajmujący się produkcją i usługami w bardzo wielu dziedzinach. Najczęściej kojarzy się z motoryzacją, ale nasza firma jest częścią Mitsubishi Electric Europe, polskim oddziałem tej organizacji, zarejestrowanej w Amsterdamie. Takich oddziałów jest ponad 20 w większości krajów europejskich. Jedne są większe, inne mniejsze – w zależności od tego, jak dawno powstały i jakiej wielkości jest obsługiwany przez nie rynek. My jesteśmy jednym z najmłodszych oddziałów Mitsubishi Electric Europe, powstaliśmy dokładnie dziesięć lat temu: w maju 2009 roku nastąpiło przejęcie spółki lokalnej MPL Technology oraz MPL Tech Group i na ich bazie w grudniu tego samego roku powstał polski oddział Mitsubishi Electric Europe. Jesteśmy zatem częścią dużej organizacji, która została powołana głównie do sprzedaży produktów Mitsubishi Electric. To są wyroby mocno technologiczne, z dużym „wsadem” myśli inżynierskiej – zatem ich sprzedaż jest związana z dużą wartością dodaną, na co składają się m.in.: edukacja, szkolenia, doradztwo techniczne itd.

Jak dużą firmą jest dziś Mitsubishi Electric oddział w Polsce? Jakie ma obroty, zatrudnienie? Jak to się zmieniało w minionych latach?

Dziesięć lat temu, zaraz po przejęciu, w naszej firmie pracowało około pięćdziesięciu osób, podczas gdy dzisiaj w polskim oddziale pracuje ich pięć razy więcej, a w całym regionie, za który odpowiadamy – około trzystu osób. Jeszcze bardziej wzrósł nasz wolumen sprzedaży – z 6 mln euro do ponad 60 mln euro. To jest bardzo dynamiczna ekspansja.

Urządzenia klimatyzacyjne Mitsubishi Electric instalowane są w m.in. w hotelach oraz w domach i mieszkaniach.

I to wszystko automatyka przemysłowa?

Nie tylko. Naszym drugim znaczącym departamentem, „drugą nogą”, jest branża urządzeń klimatyzacyjnych. Znajdują one zastosowanie w biurowcach, na stadionach, w halach sportowych czy w fabrykach – dla utrzymania temperatury procesów przemysłowych. Popyt na nie rośnie i, tak jak popyt na automatykę, wiąże się ze wzrostem inwestycji. Powinienem zresztą klimatyzację wymienić na pierwszym miejscu, bowiem ten obszar działalności biznesowej Mitsubishi Electric w najbliższej perspektywie będzie się rozwijać naprawdę dynamicznie.

Czy widzi Pan jeszcze inną dziedzinę, w której firma Mitsubishi Electric w Polsce mogłaby się rozwinąć?

Chyba motoryzacja, chociaż to bardzo trudny rynek. Mało kto z użytkowników mercedesa wie, że ma tam zamontowaną nawigację Mitsubishi Electric. Mam zatem na myśli właśnie projektowanie i produkcję określonego elementu do określonego modelu jakiegoś samochodu, a to robi się w ścisłej współpracy z firmami motoryzacyjnymi. Ale tym zajmują się głównie oddziały naszej firmy w Wielkiej Brytanii czy we Francji, czyli tam, gdzie są centrale producentów samochodów. Inny potencjalny kierunek to elementy elektroniczne.

Kiedy Pan dołączył do firmy? Bo szefem Mitsubishi Electric Europe B.V. Polish Branch został Pan niedawno. Czym zajmował się Pan wcześniej?

Zaraz po studiach – skończyłem 20 lat temu automatykę na AGH – zatrudniłem się w niewielkiej rodzinnej firmie, która była dystrybutorem urządzeń Mitsubishi Electric w Polsce. To właśnie ta firma została 10 lat temu wykupiona przez Mitsubishi Electric.

Razem z Panem niejako?

Można tak powiedzieć. Bardzo się cieszę, że jestem po automatyce przemysłowej ze specjalizacją informatyka, bo dzisiaj widzę, jak bardzo automatyka się zazębia z informatyką. Pracę w MPL rozpocząłem w 1999 roku, tuż po studiach. Aplikowałem na stanowisko związane ze sprzedażą i choć nie do końca bliska była mi specyfika działalności firmy jednak dość szybko odnalazłem się w nowych realiach.

Ilu pracowników liczyła wówczas firma MPL?

Kilkunastu, to była niewielka rodzinna firma. Typowy dystrybutor urządzeń określonej firmy, sprzedaż, szkolenia. Dzisiaj tego typu specjalizowanych i wartościowych partnerów nadal też mamy.

I po dziesięciu latach firma Mitsubishi Electric postanowiła wykupić tę firmę? Dystrybutorem nie mogła pozostać nadal firma MPL?

Mitsubishi Electric Europe postanowiło powołać w Polsce ośrodek, który będzie rozwijał sprzedaż automatyki przemysłowej w całym regionie, w całej Europie Środkowej. Zresztą, o ile wiem, właściciele MPL także zabiegali o wykup, bo jednak pozycja niezależnego, niewielkiego dystrybutora jest na rynku znacznie słabsza niż przedstawiciela dużego koncernu. Początkowo obszarem, na którym działaliśmy, były – poza Polską – Czechy, Słowacja i Węgry, następnie dołączyły Rumunia i Bułgaria, a w końcu także kraje bałkańskie – Słowenia, Serbia, Albania itd. I ostatnio, przed kilku laty, Ukraina – wcześniej podlegająca rosyjskiemu oddziałowi Mitsubishi Electric. To ogromny rynek, z wielkim potencjałem.
W 2009 roku Mitsubishi Electric kupuje firmę MPL i postanawia z Polski prowadzić działalność na kilka krajów ościennych. Po kilku latach obszar działalności poszerzony zostaje o dział klimatyzacji. W ciągu tych dziesięciu lat rozwinęliśmy się, założyliśmy – cztery lata temu – nowe oddziały Mitsubishi Electric na Słowacji i na Węgrzech.

Kiedy został Pan Branch Presidentem Mitsubishi Electric w Polsce?

Oficjalnie od kwietnia tego roku zostałem dyrektorem czterech oddziałów: na Polskę, Czechy, Słowację i Węgry. Wcześniej pełniłem obowiązki szefa Dywizji Automatyki Przemysłowej, a aktywnie uczestniczę w zarządzaniu firmą od sześciu lat. Zatem specjalnie nie odczuwam tej zmiany. Ciąży na mnie oczywiście dużo większa odpowiedzialność. Odpowiadam za całą firmę, a nie jedną dywizję.

Fabryka Mitsubishi Electric Nagoya Works w Japonii.

Miał Pan już wcześniej wpływ na decyzje?

Miałem – na decyzje, na strategię. Mamy w firmie japoński system zarządzania, decyzje podejmujemy wspólnie, raz w węższym gronie, raz w szerszym.

Ta swoista demokracja to rzeczywiście japoński styl?

Tak, w Japonii, nim decyzja zapada, większość zainteresowanych już o niej wie, bo sama decyzja jest zwieńczeniem pewnego procesu przygotowawczego, więc nie ma zaskoczenia. Nawet jeśli są to trudne decyzje. Myślę, że o tym, iż zajmuję dziś swoje stanowisko, mogło decydować i to, że podzielam taki styl kierowania, nie lubię autokratyzmu.

Czym można sobie zasłużyć na taki awans jak Pański? Bo to przecież duży dowód zaufania?

To był duży dowód zaufania, ja też to tak odczuwam. Tyle że to bardziej dowód zaufania dla całego naszego zespołu. To efekt ogromnego zaangażowania osób, z którymi pracuję na co dzień. Co roku wręczamy nagrody specjalne osobom, które przepracowały u nas okrągłą liczbę lat. To była dla mnie naprawdę duża przyjemność wręczać niedawno nagrody za 10 lat pracy, a jest takich ludzi sporo: w tym roku było osiem osób, podobnie jak rok wcześniej. I to przy średniej wieku pracowników 32 lata! Ludzie chcą tutaj pracować, a to znaczy, że mogą się rozwijać. Staramy się zresztą znajdować każdemu co jakiś czas nowe wyzwanie.

Od lewej: dotychczasowy Dyrektor Oddziału Mitsubishi Electric w Polsce Yutaka Oyaizu, Dyrektor i CEO Mitsubishi Electric Europe Yoji Saito i nowy Dyrektor Oddziału Mitsubishi Electric w Polsce Wojciech Wąsik podczas otwarcia nowego Centrum Automatyki Przemysłowej Mitsubishi Electric w Balicach – Showroom 4.0.

Jesteście zatem firmą głównie handlową, nie prowadzicie w Polsce żadnej działalności produkcyjnej?

Nie, Mitsubishi Electric Europe nie posiada fabryk, zasadniczo nie zajmuje się produkcją, ta jest zlokalizowana głównie na Dalekim Wschodzie. W Europie fabryki znajdują się między innymi w: Turcji, Szkocji, na Węgrzech oraz w Republice Czeskiej. Warszawski MEDCOM, zajmujący się elektromobilnością i rozmaitymi krótkoseryjnymi urządzeniami dla transportu i komunikacji, jest także powiązany kapitałowo z Mitsubishi Electric, ale jest to oddzielna jednostka biznesowa.

Czy automatyka przemysłowa ma jednak w Polsce przyszłość? Od kilku dziesięcioleci w krajach rozwiniętych jest wyraźna tendencja do uciekania od produkcji przemysłowej, przenoszenia jej do innych krajów, zwłaszcza do Azji (Chiny, Bangladesz, Indie itd.). Komu będziecie sprzedawać automatykę, gdy już cała produkcja przeniesie się tam?

To nie jest tak. Oczywiście, takie zjawisko ma miejsce w wielu branżach przemysłowych, ale równocześnie w innych produkcja w krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, systematycznie wzrasta. Wiele firm zagranicznych inwestuje u nas, w regionie CEE. Fabryki są, przemysł się rozwija, wiele firm powstało w minionych latach… Może ostatnie dwa lata były w Polsce uboższe w duże projekty inwestycyjne, w kilku z nich jako kraj przegraliśmy czy to z Węgrami, czy z Rumunią, ale ogólnie rzecz biorąc, rynek się rozwija. Zresztą od kilku dekad kraje stanowiące obszar naszej działalności rozwijają się szybciej niż średnia europejska. Właśnie nasze wyniki, nasz wzrost, świadczą o tym, że przemysł w Polsce się rozwija. I to dotyczy obu naszych specjalności. Jeśli zaś chodzi o automatykę, to przyszłość zapewnia jej coraz wyraźniej odczuwalny brak rąk do pracy. Jeśli produkcja jest w dużym stopniu manualna, niezautomatyzowana, a koszty pracy z roku na rok rosną, to wyrób może szybko stać się niekonkurencyjny, bo inni potrafią to samo wykonać szybciej, taniej, w lepszej jakości. Drugim, obok braku rąk do pracy, czynnikiem napędzającym zainteresowanie automatyką przemysłową, są rosnące bardzo dynamicznie koszty pracy. Zlokalizowane w Polsce fabryki konkurują na rynku nie tylko z innymi markami, ale i wewnątrz swojej organizacji z innymi fabrykami. Przecież nowy model czy nowa część mogą być produkowane nie tylko w Polsce, ale i w kilku innych fabrykach korporacji. Decyduje jakość i cena.
Automatyzacja wreszcie niesie ze sobą poprawę jakości, eliminację defektów, umożliwia wcześniejsze wyłapanie elementów wadliwych, nim zostaną zamontowane w wyrobie końcowym. Ogólnie: wyraźnie poprawia efektywność produkcji.
Dlatego na ogół nikt dzisiaj nie ma wątpliwości, że warto inwestować w automatyzację. Problemem jest co najwyżej skala i tempo tego procesu. Oraz koszty. Oczywiście, czasem komuś się wydaje, że prościej i taniej przenieść produkcję do innego kraju. Tak zrobiła pewna japońska firma: przeniosła manualną produkcję z Polski – z kraju, który zaczął im się wydawać za drogi, do Rumunii. Ale dziś, po czterech latach, i tak trzeba było tę produkcję zautomatyzować. Tam też już zaczyna brakować rąk do pracy. A to nie jedyny taki przypadek. Dzisiaj dla pracodawcy aspekty ludzkie zaczynają być decydujące. Czy chodzi o znalezienie załogi do nowego zakładu, czy o zarządzanie już posiadanymi zasobami. Jak pogodzić różne generacje? Jak spełnić różne oczekiwania?

Showroom 4.0 – nowoczesne Centrum Automatyki Przemyslowej w Balicach.

No właśnie, jak?

Miałem niedawno okazję obejrzeć nową polską fabrykę Toyoty, gdzie wytwarza się skrzynie biegów do samochodów hybrydowych. Po raz pierwszy ta technologia została przeniesiona poza Azję – właśnie do nas, do Polski. Ale tym, co mi się szczególnie rzuciło w oczy, było to, że cały proces produkcyjny w tej fabryce jest przesiąknięty zasadą nieustannego poprawiania i usprawniania procesu. Tego się wymaga od każdego pracownika. Tu zaoszczędzić pięć sekund, tam trzy. Toyota była pionierem we wprowadzaniu tego stylu pracy. Do podobnego podejścia namawiam naszych pracowników, choć to oczywiście zupełnie inny rodzaj działalności. Sami najlepiej wiedzą, co ich w pracy denerwuje, przeszkadza, opóźnia, sami wiedzą, co poprawić, by unikać frustracji. To bardzo dużo daje. Choć Mitsubishi Electric jest marką znaną, mającą znacznie większe możliwości, musimy się mocno starać, żeby znaleźć pracowników – zwłaszcza takich, którzy mają motywację i chcą zaangażować się w zmiany. Dlatego staramy się tak rozwijać firmę, by mocno inwestować w ludzi. Firma to ludzie! Gdyby nie oni, nie moglibyśmy – jako Mitsubishi Electric – mieć takich wyników.

Jak wygląda robotyzacja Polski na tle regionu, całej Europy?

My działamy generalnie w fabrykach należących do dużych koncernów. Tutaj jako kraj nie odstajemy od Zachodu. Nowe fabryki są już nafaszerowane automatyką, a te przejęte nadrabiają szybko zaległości. Nie odstajemy więc aż tak bardzo, aczkolwiek jest jeszcze wiele do zrobienia. Są takie wskaźniki robotyzacji, na przykład liczba robotów w stosunku do liczby pracowników. I tu jesteśmy sporo za Czechami, trochę za Węgrami, w Europie najwyższy ten wskaźnik mają Niemcy. Polski kapitał podchodzi do automatyzacji, a i w ogóle do dużych inwestycji, z którymi się ona często wiąże, ostrożniej, dużo jest obaw, czy to właściwy moment, czy warto teraz. Międzynarodowe firmy takich dylematów nie mają, ale też mają na inwestycje większe środki.

Jesteście firmą z potężnym japońskim zapleczem. Czy za tym idzie stosowanie japońskich metod, filozofii pracy? Obowiązkowo czy „do wyboru”?

To ciekawe pytanie. Ja bardzo lubię Japonię i Japończyków. O ile, kiedy przyjeżdża się do tego kraju, wszyscy oczekują dopasowania się do jego realiów, do kultury, obyczajów, o tyle Japończycy tutaj pozostawiają nam dużą autonomię, nie próbują zrobić tu drugiej Japonii, nie mierzą Europejczyków tą samą miarą co swoich rodaków. W japońskiej kulturze pracy jest na przykład normalne i akceptowalne, że pracownik niejako z dnia na dzień jest przerzucany z jednego zakładu do drugiego, odległego o kilkaset kilometrów, albo nawet do innego kraju. U nas byłoby ciężko wprowadzić taką zasadę. Toteż Japończycy dają nam sporo swobody, o ile pilnujemy spraw fundamentalnych. To jest przede wszystkim kwestia szacunku do ludzi, kultury, etyki biznesowej.
Natomiast jeśli chodzi o działalność operacyjną, to my ją budujemy sami. Oczywiście, gdzieś w tle, jako niepomijalne, jest coś, co nazwę „DNA firmy Mitsubishi Electric”, wartości, które muszą być respektowane: jak prowadzić etycznie biznes, jak traktować klienta… Ale to tak naprawdę są ogólne i uniwersalne zasady dobrego prowadzenia biznesu. Japończycy nie są skłonni do dużych inwestycji, wolą działać krok po kroku, mówiąc kolokwialnie: „jeść małymi łyżeczkami”. Wychodzą z założenia, że biznes buduje się latami i powoli. Nie zawsze się z tym zgadzam, próbujemy łączyć ich ostrożność z naszym temperamentem.

Zakazują czegoś?

Raczej wysyłają sygnały: „zastanówcie się, czy to dobry moment”, „zastanówcie się, czy w taki sposób”.

Showroom 4.0 – nowoczesne Centrum Automatyki Przemyslowej w Balicach.

Jakie branże są obecnie w naszym regionie najbardziej spragnione automatyzacji? Kto jest Waszym głównym klientem?

Nie ma co ukrywać: to przede wszystkim automotive – szeroko rozumiana branża motoryzacyjna. Od przynajmniej dziesięciu lat obserwuje się przenoszenie tych fabryk z Europy Zachodniej do naszego regionu, na Węgry, Słowację, do Czech, także do Polski, a ostatnio również do Serbii, czyli poza Unię. Przy czym na ogół nie powstaje tu produkt finalny, tylko wytwarzane są te setki elementów, z których samochód się składa, typu: wycieraczki, uszczelki, szyby, elementy skrzyń biegów itd. I w całym regionie jest bardzo wielu producentów tych części. Tego nie widać, ale za każdą decyzją strategiczną, że powstaje gdzieś fabryka Toyoty, Volkswagena czy Opla, idzie szereg mniejszych inwestycji dokonywanych przez ich kooperantów. I to wśród nich jesteśmy bardzo aktywni. Automatyzacja pomaga im produkować dokładniej, z mniejszą ilością odpadów, szybciej, z automatyczną kontrolą jakości pozwalającą wyłowić niesprawny element wcześniej, zanim zostanie zamontowany w wyrobie finalnym.

Czy roboty przemysłowe nadal potrzebują nadzoru człowieka, czy bliski jest czas, że ludzie w zautomatyzowanych fabrykach staną się zbędni?

Człowiek jeszcze długo, a może i zawsze, będzie w fabryce niezbędny. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Oczywiście są takie linie, które pracują w ogóle bez nadzoru człowieka, sami prezentujemy taką w naszym Showroomie 4.0, ale to nigdy nie jest urządzenie zupełnie bezobsługowe. Musi je uruchomić człowiek i musi monitorować, jak ono pracuje. Automatyka zastępuje człowieka w pracach monotonnych czy niebezpiecznych, ale nadal jest on w fabryce potrzebny.

Główna siedziba Mitsubishi Electric Europe Polish Branch w Balicach.

Dzisiaj! A jutro? Kiedy robot zostanie wyposażony w tzw. sztuczną inteligencję, nie będzie jedynie na okrągło wkręcał określonej śrubki we wskazane miejsce, dostanie szerszy zakres możliwości, pewną autonomię, będzie się porozumiewał z innymi automatami… Czy takie roboty przemysłowe macie w planach, ma je Mitsubishi Electric?

Nie tylko w planach, produkujemy już takie i sprzedajemy. Ale muszę powiedzieć, że automatyka przemysłowa jest w pewien sposób branżą bardzo konserwatywną, nowości wchodzą bardzo powoli, muszą zostać dokładnie sprawdzone. Wokół sztucznej inteligencji jest wiele szumu marketingowego, ale przecież Mitsubishi Electric w swoich fabrykach już od kilkunastu lat produkuje potrzebne dla siebie elementy w systemie nazywanym u nas Smart Factory, teraz głośnym jako Industry 4.0. Aspekty sztucznej inteligencji głównie wspomagają operatora, inżyniera odpowiedzialnego za produkcję, w podejmowaniu decyzji. Samo zbieranie informacji jest jeszcze w miarę proste. Istotne jest ich przetwarzanie, analiza i podejmowanie na tej podstawie decyzji. Jeśli w fabryce działają setki czy nawet tysiące automatów i każdy wysyła na minutę kilka – kilkanaście informacji, to trudne jest już samo zapoznanie się z nimi, choćby po to, by przewidzieć, że za jakiś czas może być problem z tą czy inną maszyną, że przykładowo trzeba ją za tydzień wyłączyć do remontu. To można zrobić tylko, stale analizując kluczowe parametry maszyny, związane na przykład z tarciem czy obciążeniem. Jeśli następuje zmiana takiego parametru, człowiekowi może ona umknąć w powodzi innych danych. Wspomagany sztuczną inteligencją system potrafi miliony takich informacji analizować w czasie rzeczywistym i zapalać lampkę, jeśli jakiś parametr zaczyna odbiegać od normy. A wtedy operator może sobie rozwinąć całą historię, zobaczyć, co się dzieje, podjąć decyzję – powiedzmy, o sprawdzeniu łożysk, by nie nastąpił niekontrolowany przestój, bo ten jest kosztowny. I takie automaty oczywiście robimy, chociaż przy wprowadzaniu wielu innych nowości jesteśmy bardzo ostrożni, bo na pierwszym planie stawiamy kwestie bezpieczeństwa.

Jaką część rynku automatyki przemysłowej obsługuje Mitsubishi Electric w Polsce?

W Polsce szacujemy nasz udział na ok. 12% w tych produktach, które dostarczamy bezpośrednio. To jest na pewno dobra pozycja, porównując z całym Mitsubishi Electric Europe, które ma nieco niższy udział w rynku. W kilku produktach jesteśmy niewątpliwie numerem jeden, w innych na przykład lepszą pozycję ma Siemens, bardzo silny w Europie, czy amerykańska firma Rockwell Automation, która również jest obecna na europejskich rynkach. Natomiast w Azji Mitsubishi Electric jest niewątpliwie numerem jeden w szeroko rozumianej automatyce.

Koreańczycy z Wami nie konkurują? Samsung, LG?

W automatyce nie, oni są bardziej nastawieni na dobra konsumpcyjne. Natomiast są często naszymi dobrymi klientami, bo fabryki produkujące smartfony, lodówki czy AGD są mocno zautomatyzowane.

Zrobotyzowane stanowisko do montażu długopisów.

Co pozwala Wam zdobywać nowych klientów, poza jakością produktów i ceną?

Niewątpliwie naszą siłą jest dobre doradztwo techniczne, młody, ambitny zespół inżynierów, którym chce się wspierać klientów, prowadzić szkolenia, doradzać… Uważam, że dzisiaj najważniejsze jest właśnie dobre wsparcie techniczne. Produkty i ich jakość są przecież podobne. Myślę, iż klienci doceniają, że staramy się trzymać jeden wysoki poziom wsparcia technicznego dla nich.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy wielu sukcesów Panu i firmie w następnych dziesięcioleciach.